poniedziałek, 10 listopada 2014

Somewhere Over the Rainbow ♥





to będzie bardzo trudny post i bardzo smutny post


post na miarę deszczowego smutnego listopada, na miarę listopadowego Święta Zmarłych i melancholijnych Zaduszek


post, który od początku do końca napiszę i przeżyję ja sama, bo Pepe ma to szczęście być szczęśliwym dzieciuchem, który nigdy nie musiał i mam nadzieję musiał nie będzie, zmierzyć się z odejściem bliskiej i kochanej osoby


pod koniec października zmarła moja ukochana Babcia, która wychowywała mnie od dziecka zastępując moich rodziców. 
i mimo, że jestem już dawno dorosła i samodzielna to w żaden sposób nie umniejsza to bólu i straty :(


te ostatnie dni to były bardzo trudne dni, dni łez ale też pięknych wspomnień i uśmiechu, bo Babcia mimo swych 93 lat miała młodą i dziewczęcą duszę ♥


przez te ostatnie dni w ogóle nas nie było, mimo że z pewnością popełniliście wiele pięknych postów, mimo że z pewnością wiele się działo, mimo wszystko przez ten czas internet jako taki stracił dla nas znaczenie, bo ten ból wciąż trwa :(


wbrew pozorom to nie będzie post o mojej Babci, bo w takich chwilach nawet słowa do napisania potrafią uwięznąć w gardle...


dzisiaj opowiem Wam o innym odchodzeniu


mówi się, że kiedy zwierzę odchodzi to odchodzi za tęczowy most do krainy szczęśliwości, gdzie wraz z innymi zwierzętami oczekuje aż dołączy do niego ta jedna ukochana ludzka osoba, która towarzyszyła mu za życia i z którą noga w łapę będą mogli odejść dalej razem :)




w 1998 roku ja z Babcią przygarnęłyśmy ze schroniska na Paluchu Matisse'a. 


mimo, że miałyśmy adoptować szczeniaczka, który akurat przechodził kwarantannę wzięłyśmy czarnego zbója, bo podczas spaceru przez schronisko był jedynym psem, który nie szczekał, nie warczał, nie był apatyczny tylko skakał na siatkę radośnie poszczekując "weź mnie, weź mnie pls pls pls"

i wzięłam :)





Mati miał 3-5 lat, tak jego wiek oszacowali lekarze. 

był wspaniałym psem, choć trudnym
zepsuty i rozpieszczony przed dwie baby, bardzo dumny i niezależny, a jednocześnie kochający i czuły i dający radość


był czymś więcej niż psem, tworzył razem z nami dom,
dotrzymywał towarzystwa Babci kiedy ja na uczelni czy w pracy po to by witać mnie po powrocie jakbym wróciła co najmniej z misji międzygalaktycznej


w ostatnich latach kiedy był już bardzo stary, niedołężny, ślepy, głuchy, bez węchu i żeby zwrócić Jego uwagę trzeba Go było dotknąć, wciąż miał tę samą klasę co za młodzieńczych lat, 
wciąż był tym samym dżentelmenem, który tylko raz schował swoja dumę i spuścił z tonu wołając "weź mnie, weź mnie pls pls pls" ♥


w 2012 roku Mati dostał wylewu z paraliżem i musieliśmy Go uśpić :(


trzymałam Go w ramionach gdy dostał zastrzyk usypiający i w moich ramionach odszedł, bo to był mój Pies i mój psi obowiązek by przy nim być od początku do końca i przeprowadzić go na tęczowy most :(


Mati miał 17-19 szczęśliwych lat i wiem, że na moście czekał na Babcię, bo to Ona była Jego największą miłością...doczekał się ♥♥♥











xoxo :***